Rozdział 10

Zeszłam z areny cały czas zastanawiałając się co się właśnie stało, przeprowadziłam nawet pare magicznych analiz zanim wyciągnęłam ostateczne wnioski. Krótko rzecz ujmując Fałszywy byk niebios faktycznie jest nietrwały jednak był w stanie powstrzymać swój rozpad poprzez schowanie się w moim grymuarze i muszę przyznać że tego w ogóle się nie spodziewałam. Myślałam że byk będzie tylko prostym automatycznym zaklęciem które po prostu się zużyje jednak w jakiś sposób uzyskał zwierzęcą świadomość, co oczywiście nie było częścią mojego planu. Ostatecznie jednak to nie jest tak wielkim problemem w rzeczywiści ma to pewne zalety ponieważ teraz muszę tylko przywołać byka z grimuaru i dostarczać mu manę by pomóc się utrzymać, bez potrzeby inwestowania jej by go stworzyć. Niestety miało to też wadę, był teraz świadomy, może tylko na zwierzęcym poziomie ale ciągle go stworzyłam i sprowadziło to na mnie pewien poziom odpowiedzialności za niego, tak samo jak właściciel powinien być odpowiedzialny za swojego psa.

Oglądałam sama następne walki i te w których walczyli między sobą szlachcice były bez wątpienia bardziej widowiskowe pod względem skali i używanej mocy, w większości też pod względem umiejętności, co nie było dziwne w końcu mieli rodziców którzy pewnie czesto w pewnym okresie życia byli częścią magicznych rycerzy jednak czasami się całkiem utalentowani zwykli ludzie, łatwo było odróżnić obie grupy na bazie ich ubioru.

Pojedynki trwały praktycznie do zachodu a przez cały czas Czułam jak napięcie u wielu powoli rosło, głównie wśród zwykłych ludzi, spowodowane przez niepewność czy dadzą radę się dostać do któregokolwiek z oddziałów. W końcu jednak odbyła się ostatnia walka i nadszedł czas na ostateczną decyzję kapitanów.

-W ten oto sposób egzamin dobiegł końca. - Ogłosił oficjalnie William. - Niech wyczytani kandydaci wystąpią przed szereg.

-Zainteresowani kapitanowie podniosą rękę. - Wytłumaczyła Charlotte. - Wtedy kandydaci będą mogli wyrazić zgodę lub odmówić, a w przypadku wybrania przez więcej niż jednego kapitana, wybrać sobie miejsce przynależności.

-Jednakże. - Stwierdził Fuegoleon. - jeśli nikt nie podniesie ręki, kandydat zostanie oblany!

-Będzie musiał natychmiast odejść. - Dokończył ostatecznie Nozel.

Przez chwilę po tym trwała napięta cisza dopóki facet z personelu nie zaczoł krzyczeć aby wszyscy usłyszeli.

-Kandydat numer jeden, wystąp!

-Tak! - Odkrzyknął jakiś chłopak bez wątpienia pochodzący z pospolitej rodziny na bazie jego ubioru. Zaczoł szybko iść na środek czekając na werdykt.

Patrzył w napięciu na kapitanów jednak żaden nie podniósł ręki a po chwili odezwał się mężczyzna z personelu.

-Kandydat numer jeden, Brak ofert!

Odszedł przygnębiony jednak z swego rodzaju akceptacją sytuacji w oczach.

-Kandydat numer dwa, wystąp!

Schemat powtarzał się mnie więcej w ten sposób, byli mnie lub bardziej przygnębieni niepowodzeniem, dziesiątki osób oblało.

-Numer 71, Purpurowe Orki!

W końcu komuś się udało załapać do zakonu. Wywołało to emocje wśród ludzi, których to podniosło na duchu i napełniło nadzieją że może im też się uda.

Tak przebiegało dalej, od czasu do czasu któryś z kapitanów podniósł rękę a w rzadkich przypadkach dwuch dopuki...

-Następny, numer 164!

-Tak. - Powiedział Yuno, który wystąpił przed kapitanów ściskając swój medalion jakby był jakimś amuletem na szczęście.

-Czy ktoś jest zainteresowany? - Zapytał się kapitanów mężczyzna w szacie.

Zdarzyło się potem coś co spowodowało szok praktycznie u wszystkich kandydatów. Każdy z kapitanów podniusł rękę na znak akceptacji go w swoim oddziale, w tym kapitanowie Złotego Świtu i Srebrnych Orłów, oddziałów które zazwyczaj akceptują tylko członków należących do rodziny królewskiej albo szlachty.

-Proszę o przyjęcie do Złotego Świtu! - Ogłosił głośno Yuno co na nowo wywołało gorące emocje.

Po chwili jednak ceremonia została kontynuowana normalnie wołając następnego kandydata.

-Następny, numer 165!

Tym razem zaczoł iść Asta na środek gdzie czekał na wynik z zamkniętymi oczami.

- Proszę o przyjęcie! - Wykrzyczał.

-Chętnych proszę o podniesienie ręki!

Przez chwilę żaden z kapitanów nie podniósł ręki aż mag z personelu nie Ogłosił.

-Numer 165, brak ofert!

Przez chwilę stał pośrodku skamieniały że ludzie zaczęli krzyczeć aby już poszedł. Dlaczego im się tak spieszy? Zastanawiałam się, w końcu parę minut ich nie zbawi. W końcu jednak ktoś to przerwał.

-Nie powinno cię to dziwić. - Powiedział Yami podnosząc się z swojego miejsca. - Jak wspaniałe byś nie walczył, jeśli źródło siły jest nieznane, nikt nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego. - Przez chwilę absolutna cisza panowała zanim kontynuował. - Koniec końców, jedyną rzecząporządaną u magicznych rycerzy jest moc magiczna.

Po tych słowach uwolnił swoją aurę magiczną która przeraziła lub zaszokowała większość obecnych osób.

Zeskoczył jednym na arenę nie zmniejszając swojej obecności. Przez chwilę znowu stał w miejscu rzucając Astcie zabójcze spojrzenie zanim znowu zaczoł mówić. - Jako że ty w ogóle nie posiadasz magicznej mocy, nikt nie chciał cię przyjąć. Taka jest brutalna rzeczywistość. Powiedziałeś wcześniej, że chcesz zostać królem czarodziejów. Innymi słowy, planujesz przewyższyć dziewięciu obecnych tu kapitanów, prawda? Czy teraz, gdy stoję z tobą twarzą w twarz, wciąż masz odwagę, by nie posiadając żadnej mocy magicznej, powtórzyć swoją wcześniejszą deklarację?

Wpatrywał się w Aste zaciskającego pięści, czekając na jego odpowiedź.

-Nawet jeśli nie dostanę się dzisiaj do Zakonu… - Powiedział w końcu Asta. - Bez względu na to, ile razy znajdę się na ziemi… Bez względu na to co będą o mnie gadać ludzie… Pewnego dnia zostanę królem czarodziejów! - Wykrzyczał z pełną determinacją wpatrując się w oczy kapitana Czarnych Byków.

Po jego odpowiedzi Yami stłumił na nowo swoją aurę dalej się w Aste. Dopuki nie wybuchł śmiechem. - Ha ha ha ha! Zabawny z ciebie dzieciak. - Powiedział wskazując na niego palcem. - Dołącz do nas.

Przez chwilę wszyscy byli cicho z zaskocznia zanim Yami dalej nie zaczoł mówić. - Mówię abyś dołączył do Czarnych Byków. Przy okazji, nie przyjmuje odmowy. Życie w naszej drużynie będzie jak spacer po piekle, więc lepiej się przygotuj. - Zaczoł się wtedy diabolicznie śmiać powodując wrzask swojego rozmówcy. - I pewnego dnia zostań Królem czarodziejów.

-Tak! - Odpowiedział mu Asta z uśmiechem na twarzy.

Dalej Yami wrócił na swoje miejsce a wszystko szło o wiele normalniej, dopuki nie przyszła moją kolej.

-Numer 172, wystąp!

-Idę. - Powiedziałam spokojnie występując przed kapitanów oczekując aż któryś z nich nie pdoniesię ręki.

-Czy są jacyś chętni?

Nie czekałam długo zanim kapitanowie nie zaczęli po kolei podnosić rąk dopuki nie zrobili tego wszyscy z nich. Oczywiście wywołało to emocje wśród wielu obecnych osób, jednak ja nie zastanawiałam się długo nad wyborem, od początku egzaminu wiedziałam do którego oddziału chciałam dołączyć.

-Wybieram Szkarłatne Lwy! - Powiedziałam ogłaszając głośno mój wybór.