Rozdział 15

Wspinaczka na szczyt wulkanu trwała nam do wieczora, a w jej czasie spotkaliśmy jeszcze parę bestii many i trafiliśmy idealnie na moment w którym jezioro lawy zamieniło się w gorące źródło.

-Przedstawiam ci Leopold, jedno z najlepszych gorących źródeł w całym Clover.

Powiedziałam do niego kiedy patrzyliśmy jak wystrzeliwuje fontanna gorącej wody wystrzeliła a po tym zamieniła się w spokojne jezioro.

-Teraz. - Powiedziałam wyciągając dla niego szorty do kąpieli i rzuciłam mu je. - Przebieraj się.

Szykbo zrobiłam dwie przebieralnie podobnej do tej co czasami jest na plażach.

Sama poszłam do jednej a do drugiej Leopold. Szybko zmieniłam ubranie na strój kąpielowy będące prostym, fioletowym bikini z chustą obwiązaną wokół pasa oraz związałam włosy w kok, które teraz mam o wiele dłuższe niż kiedyś.

Po tym jak wyszłam zobaczyłam że Leopold już się przebrał i sprawdza temperaturę wody zanurzając w niej stope.

-Spokojnie woda jest doskonała a na dodatek ma właściwości lecznicze. - Powiedziałam samemu siadając w gorącym źródle. Po tym samemu szybko usiadł obok mnie.

Siedzieliśmy w kąpieli przez prawię półtorej godziny w której ja czytałam gliniane tablice z wiedzą magiczną z bramy babilonu. Ciekawostka, gilgamesh uzbierał dosłowne tony magicznej wiedzy z wielki bogów, a dzięki jego asymilacji jak używam magii fate to podlegam zasadom wieku bogów. Myślałam nawet nad zrobieniem sobie własnej armi golemów albo automatonów. Nie byłam pewna które wybrać. Oczywiście nie łudziłam się że będą wyjątkowo potężne aby walczyć z dużymi chłopcami z DxD miały raczej zajmować się za mnie małymi płotkami.

Po kąpieli opuściliśmy wielką strefę many aby założyć obóz, szybko złapałam też parę królików na mięso na kolacji.

Drugiego dnia postanowiłam aby poświęcić go na sparingi z nim, samemu w trakcie tego pojedynku używałam tylko magii metalu. Pojedynki w większości wyglądały podobne, strzelaliśmy do siebie z dystansu na początek a potem po prostu eskalowaliśmy w skali ataku dopuki nie osiągnął swoich granic a potem je przekraczał pchając się dalej poza to do czego był zdolny.

Trzeci dzień to była walka w powietrzu i ona była również trudniejsza ponieważ nie było żadnego punktu oparcia i ustaliliśmy specjalną zasadę że dotknięcie ziemi liczy się jako przegrana. Wielokrotnie zderzaliśmy się w powietrzu wymieniając ciosy oraz strzelaliśmy do siebie. Oczywiście w czasie tych treningów dawałam mu fory, ponieważ ja mam zdolności fizyczne i magiczne daleko poza nim, nawet gdybym używała tylko brutalnej siły. W końcu Gilgamesh nie bez powodu był nazywany najsilniejszym sługą i przegrał tylko z powodu swojej arogancji.

Czwartego dnia stało się coś co nas kompletnie zaskoczyło. Z wielkiej strefy many doszło do Wielkiej migracji bestii many. Takie sytuacje czasami się zdarzają i dochodzi wtedy najczęściej do zniszczenia jednego czy dwóch miast zanim magiczni rycerze zdążą zareagować na ich szaleństwo.

-Musimy to zatrzymać! - Krzyknął jak to zobaczył a ja tylko Skinęłam mu głową i wyciągnęłam grimuar aby użyć zaklęcia.

-Magia metalu: ptasia klatka. - Rzuciłam w ten sposób wysoko poziomowe zaklęcie które zamknęło całą fale w Wielkiej ptasiej klatce. Na szczęście bestie są co najwyżej na poziomie trochę powyżej przeciętnego magicznego rycerza, czyli poniżej mnie albo Leopolda ale były więcej niż niebezpieczne dla normalnych ludzi.

-Leopold. - Powiedziałam wskazując na otwór u szczytu klatki którą celowo zrobiłam. - Wlej w ten otwór tyle ognia ile tylko możesz.

Skinął mi na to głową a potem zgodnie z poleceniem i wykrzykneliśmy razem zaklęcie fuzyjne które właśnie pojawiło się w naszych grimuarach. - Magia łączona: Piekielna klatka!

Wewnątrz utworzył się konstrukcje w kształcie trąbek które wypluły płomienie a wnętrze klatki wypełniło się nie tylko płomieniami Leopolda ale także metalowymi kolcami.

Oczywiście mogłam samodzielnie pokonać te bestie jednak chciała pozwolić to zrobić także Leopoldowi pomóc.

Dyszał ciężko po złużyciu praktycznie całej swojej many jednak nie miał problemu z utrzymaniem się na nogach.

-Dobra robota Leopold. - Powiedziałam do niego a on tylko skinął głową i się szeroko uśmiechnął.

-Tobie też to łączone zaklęcie wyszło nie najgorzej.

Nic dalej do niego nie mówiłam tylko po prostu wyciągnęłam komunikator i powiadomiłam ludzi w centrali o tym co się tutaj wydarzyło. Stosunkowo szybko przybyło paru magicznych rycerzy z Purpurowych Orek którzy mieli oczy rozmiaru filiżanek a usta w krztałcie O. Serio jakby ktoś klepnął któregokolwiek z nich w plecy to oczy by im wypadły.

Dość szybko udało nam się załatwić żmudne formalności związane z tą sytuacją a potem postanowiliśmy przed wcześnie zakończyć nasz tygodniowy trening i wrucić do siedziby naszego oddziału. Oczywiście zrobiliśmy z tego wyścig a ja dobrze się czułam więc pozwoliłam mu wygrać więc pozwoliłam mu zwyciężyć w tej małej grze co sprawiło że wspaniałe cieszył się jak dziecko z swojej wygranej.

Ja po prostu pokręciłam głową na boki patrząc na niego.

Szybko zostaliśmy wezwani przez kapitana.

Siedział w swoim gabinecie za biurkiem i zaczoł od razu do nas mówić.

-Widzę że wruciliście wcześniej niż było w planach jednak słyszałem już co się wam przydarzyło. Muszę wam pogratulować tego co zrobiliście. Jestem pewny że dzięki temu uda wam się awansować. Trzymajcie tak dale a król czarodziejów może nawet przyzna wam kiedyś range kapitana. Macie potencjał by to osiągnąć.

Skinaliśmy mu na to głową i wyszliśmy z jego gabinetu.

Pozostały czas na tym świecie spędziłam spokojną rutyną w siedzibie trenując i wykonując różne zadania jednak w końcu czas na tym świecie się skończył a ja musiałam wracać do mjego rodzimego świata.

Byłam w moim pokoju w siedzibie kiedy na nowo otoczył mnie kalejdoskop kolorów który jak się zakończył został zastąpiony przez mój pokój który nawet odrobinę się nie zmienił od mojego odejścia.

Wyostrzyłam swoje zmysły na chwilę na wypadek jakby ktoś to zauważył i przeszedł ale nie odczułam nawet minimalnej zmiany w otoczeniu więc się trochę zrelaksowałam.

Usiadłam na moim łużku i spojrzałam na telefon, który zostawiłam na tym świecie potwierdzając że nie minęła nawet chwilą od momentu mojego odejścia.

Następnie przebrałam się w ubranie które mimo bycia wzmocnionym magicznie wyglądało powierzchownie jak normalne ubranie.

Następnym krokiem było utworzenie tyłu barier wokół domu ile tylko mogłam, zaprojektowałam je jednak tak aby ignorowały wszystkich mających magiczną moc na poziomie normalnego człowieka aby przypadkiem nie zabiły jakiegoś biednego listonosza czy, co gorsza, mojej mamy jak wruci ponieważ bez jej obecności nie mogłam jej zarejestrować w barierze.

(N/A: Przepraszam że mogło być dość miernie jednak staciłem inspirację do pisania w świecie czarnej koniczyny więc chciałem to zakończyć jak najszybciej jednocześnie przygotowując fundamenty pod obecność Yuichi w czasie ataku eye of midnight Sun.)