Nagle starzec o ciele kulturysty lężący na ziemi zaczyna się serdecznie śmać mimo ciężkich ran jak paru egzorcystów rzuciło się do jego opatrywania.
-Ha ha ha! - Śmiał się na całe gardło jakby w ogóle nie był ranny. - Nawet nie wiesz jak cieszy mnie widzieć jak następne pokolenie przewyższa poprzednie!
-Cieszysz się z tego mimo że nie jestem z żadnej odnogi kościoła chrześcijańskiego? - Zapytałam się go szczerze trochę ciekawa.
-Nie ma to aż tak dużego znaczenia. - Powiedział i szybko zaczoł tłumaczyć już stojąc. - Chce uważać że jestem dobrym sędzią charakteru i uważam że jesteś dobrą osobą.
-Nie jestem współczesnym "bohaterem". - Odpowiedziałam mu. - Nie będę biegać szukając ludzi którym mogłabym pomóc ani inwestować w to aż tyle uwagi.
-Jednak jeśli zobaczysz osobę w niebezpieczeństwie to jej pomożesz, prawda? - Odpowiedział mi, mimo że było to pytanie to brzmiał jakby stwierdzał fakt i musziałam przyznać że miał rację. Gdybym zobaczyła osobę w niebezpieczeństwie i mogła pomóc to pewnie bym to zrobiła. On na moje milczenie tylko uśmiechnął się szerzej wiedząc że ma rację.
-Pozwoli pan że wyleczę ranę? Jest dość paskudna.
Podeszłam do niego i skierowałam rękę w stronę rany. Natychmiast zaczęła świecić złotym światłem które jeśli porównasz je z świętą mocą ma całkiem dużo podobieństw jednak ktoś odpowiednio doświadczony z świętą mocą, jak bez wątpienia był Vasco Starda, byłby w stanie zauważyć różnice.
Szybko sam ściągnął bandaże odsłaniając idealnie zdrowe ciało bez choćby blizny po moim wcześnieszym ataku, pewnie gdyby komuś z nadprzyrodzonej strony powiedziano że chwilę temu miał tam wielka ranę i uleczono go magią to pewnie by nie uwierzył, w końcu na tym świecie zdolności uzdrawiania z paroma wyjątkami ja łza feniksa są dość mizerne.
-Do prawdy imponujące. - Powiedział przyglądając się miejscu gdzie chwilę wcześniej miał ranę, pewnie spodziewał się jakieś paskudnej blizny. - Przypominało trochę świętą moc jednak nie do końca, co to dokładnie było jeśli mogę wiedzieć?
-energią w którą przekształciła manę przy użyciu mojej woli. - Szybko odpiedziałam starając się nie podać za wielu szczegółów mojej zdolności.
-Rozumiem. - Odpowiedział nie zadając więcej pytań starając się być taktownym. - A ten miecz którego użyłaś w naszym pojedynku? Miałem od niego podobne uczucie jak mojego durandala jednak był bardziej, spokojny i wyrafinowany że tako powiem.
-Ponieważ to był że tak powiem "pierwowzór" durandala który zdobył mój przodek za swojego życia.
-Do prawdy interesujące. - Odpowiedział pocierając swoją brodę. - Jednak czy moglibyśmy kontynuować naszą rozmowę w bardziej ustronnym miejscu?
-Oczywiście, nie mam z tym żadnego problemu. - Odwróciłam się na chwilę do Xenovi i Iriny które przyglądały się mojej interakcji z Vasco Stardą. - Znajdę was później.
Zaprowadził mnie do pomieszczenia które mogłoby uchodzić za w miarę normalny salon gdyby nie to że większość mebli to były prawdziwe zabytki oraz wielki krzyż na jednej z ścian.
-Miłe miejsce. - Powiedziałam grzecznie komplementując wystrój.
-Dziękuję. - Odpowiedział Siedząc naprzeciwko mnie za stolikiem kawowym. - Jest praktycznie niezmienny od prawie sześćdziesięciu lat więc zastanawiałem się nad jakimiś zmianami.
-Nie sądzę by były potrzebne, to miejsce ma swój urok.
-Dziękuję, jednak przejdźmy do poważniejszych tematów.
-Jak próba rekrutowania mnie? - Dokończyłam za niego. - To było dość oczywiste, niech zgadnę Griselda mówi mojej mamie jak niebezpieczny jest świat nadprzyrodzony i o ile bezpieczniej będzie będąc w jakieś frakcji, na przykład kościele?
Miał przyzwoitość by zrobić absolutnie szczery wyraz zawstydzenia tym.
-Masz rację. I przepraszam szczerze że posuwamy się do takich metod, ale...
-W pełni rozumiem. - Przerwałam mu. - W końcu niebo jest obecnie w chyba najgorszej sytuacji z trzech frakcji chrześcijańskich, nie dość że stracili mnówsto aniołów w czasie wielkiej wojny to najpotężniejsi ludzie po ich stronie, w tym pan, zaczynają się starzeć a jakby tego było mało strasznie trudno im uzupełnić liczby bez upadku po tym jak Bóg umarł. Nic dziwnego że szukacie nowej krwi.
Spojrzał na mnie z wielkim zaskoczeniem po tym jak przekazałam że jestem świadomą tej informacji.
-Pamiętaj też że mam normalną szkołę. - Powiedziałam mu szybko nie dając mu czasu na żądanie jakiegokolwiek pytania. - Jak się skończą wakacje zajmie to lwią część mojego czasu. A tak poza tym nie jestem chrześcijanką, nawet jeśli uznaje wiele z jego nauk za poprawne i dobre.
To była prawda, biblia zawierała naprawdę dobre nauki, tolko jak zwykle toksyczny fandom musiał wszystko zepsuć. To chyba uniwersalną stała w całym multiverse. Jest mnóstwo przykładów jak oddziały magicznych rycerzy starające się nie wpuszczać do siebie zwykłych ludzi, chrześcijaństwo w średniowieczu, komunizm w ZSRR, w tym przypadku to jednak chyba sam ustrój w swojej naturze ma wady, państwa zaczynające się od małych społeczności chcących przetrwać a kończońcych w korupcji. Przykładów można wymieniać wręcz bez końca, ale można podsumować w jednym zdaniu. "Ktoś zawsze coś spierniczy".
-Nie oczekuje od ciebie stania się pokorną zakonnicą. - Odpowiedział. - Liczę tylko że jeśli się zgodzisz nie będziesz rozgłaszać że nie wierzysz, a co ważniejsze że On nie żyje. Z kąd to w ogóle wiesz?
-Z powodu klątwy w moich oczach. - Odpowiedziałam zdaniem które mogło by być prawdziwe. Sha Naqba Imura można określić jako klątwę, w końcu może jeśli człowiek zobaczy za wiele może kąpletnie stracić człowieczeństwo albo nawet stać się lalką na sznurkach tej zdolność która jedynie podąża "idealną drogą" którą zobaczy.
-Rozumiem. Jeśli nie chcesz nie będę wchodzić w szczegóły. Jednak nie oczekuje od ciebie że będziesz pracować na pełen atat, nawet jeśli egzorcyści potrafią otrzymywać dobrą pensja za swoją pracę, co raczej cię nie skusi w końcu nie bez powodu Gilgamesh był nazywany jedną z najbogatszych osób nadprzyrodzonym i przyziemnym świecie. Proszę cię tylko abyś ekstermknowała zbłąkanych w swoim mieście a w czasie wakacji możesz jeśli oczywiście jesteś chętna, brać udział w misjach elmininowania w innych miejscach. Przyszłe warunki twojej współpracy możemy omówić w przyszłości jak przyjdzie na to czas.
Te warunki są dość łaskawe, jednak nie powinno to dziwić w końcu dopuki niebo nie stworzy systemu dzielnych świętych niebo będzie mogło tylko tracic silnych ludzi a tacy nie rosną na drzewach, nie mogą też w większość miejsc jak terytoria innych panteonów wysyłać aniołów bez wywołania politycznej burzy, a liczba aniołów i tak może obecnie tylko maleć więc są dość zdesperowani aby chociaż na papierze mieć kolejną potęgę wysokiego poziomu.
-Dobrze. - Powiedziałam w końcu. - Pomogę jednak nie z względu na kościół ale na ludzi.
To była prawda kościół mimo swoich wad mimo wszystko był najlepszą obroną dla zwykłych ludzi i najlepszym obecnie istniejącym straszakiem dla sił nadprzyrodzonych przed krzywdzeniem przyziemnych.
Vasco tylko się szeroko uśmiechnął szeroko mówiąc. - Nie mogę cię o więcej prosić.