Rozdział 5

Pierwotnie planowałam trenować w black clover tylko przez jeden miesiąc ale spotkanie Mereloleoną spowodowało że zmieniłem moje plany. Jej trening może był naprawdę ciężki, miejscami wydawał się szaleńczy, ale naprawdę skuteczny. Większość tego treningu to w rzeczywistości po prostu przetrwanie w strefach wielkiej magii, walcząc tam z środowiskiem i stworzeniami które tam występowały. Dzięki temu ekstremalnemu treningowi udało mi się opracować parę użytecznych zaklęć i zapisać je w grimuarze oraz w pełni zasymilować czarodziejkę i zaczołem Rina, gilgamesha natomiast zasymilowałem w 70 %, ale nareszcie miałem dostęp do jego zbroi, która jest naprawdę cholernie twarda, była nawet bez problemu zablokować ataki Mereloleony, co jest osiągnięciem i co najlepsze została zmodyfikowana aby na mnie pasować. Moja własna odporność na magię też wzrosła Mereloleona stwierdziła że mogę bez problemu przyjąć w twarz atak przeciętnego magicznego rycerza bez blokowania tego własną maną w jakikolwiek sposób, co było miłym bonusem, nawet Mereloleona aby zrobić coś takiego musi zmobilizować manę w swoim ciele by to zablować, nawet jeśli ataki na tym poziomie jej maną zablokuje pasywnie a moja też byłaby do tego zdolna. Zauważyłam też pomniejsze przyjemne bonusy jak to że moje włosy są teraz domyślnie "jedwabiste i lususowe" a skura nieskazitelna, a sama magia jest po prostu o wiele wydajniejsza, nawet gdyby uciąć wzrost jakości zapewniony przez Gilgamesha to samo zaklęcie złużywa o wiele mniej many. Fizyka też zaczęła być wobec mnie bardziej sugestią niż zasadą co sprawiało że mogłam zatrzymać się w biegu przy minimalnym nacisku po prostu chcąc a opór powietrza zdawał się mnie nie dotyczyć. Samemu stawiałam że powodem była umiejętność boskości bo to ona ma najwięcej sensu jako powód tego wszystkiego.

Podejrzanie często też trafiałam na żadkie i drogie rośliny oraz zwierzęta. Jednak nie jestem pewna czy to wpływ złotej zasady czy kolekcjonera.

Użyłam po miesiącu sześciomiesięcznego biletu aby przedłużyć pobyt na tym świecie jednak dowiedziałam się czegoś ważnego z wiadomości esencji. Mianowicie że kiedy wrzucę puźniej do danego świata to będę w momęcie i miejscu mojego odejścia. Dobrze to już wiedzieć na przyszłość.

Jednak wszystkie te rzeczy są niczym w porównaniu z najważniejszą, uzyskaniem dostępu do kolejnego z szlachetnych fantazmów Gilgamesha, Sha Naqba Imura. Krótko rzecz ujmując super percepcja pozwalająca dowiedzieć się naprawdę wiele o każdym na kogo spojrzę i mam bardzo czuły wzrok pozwalający mi widzieć magiczną energię. Jednak to przy powstrzymywania się, jeśli pozwolę temu szaleć mogę zobaczyć "właściwy ruch".

Szłam przez leśną wielką strefę many za Mereloleoną ale nagle się zatrzymała i spojrzała na mnie.

-Dobrze dziewczyno. - Zaczęła. - Zbliża się tegoroczny egzamin wstępny na magicznego rycerzy. Weźmiesz w nim udział. Zrobisz to aby zdobyć lepsze doświadczenie, w końcu walka tylko z bestiami many albo jednym ludzkim przeciwnikiem, nawet jeśli to ja, w końcu zacznie cię to powstrzymywać przed rozwojem jako wojownik a nawet spowoduje nabranie złych nawyków. Rozumiesz?

Skinęłam jej głową wiedząc o co jej chodzi, pierwotnie na tym świecie w ogóle nie planowałam wstąpić do magicznych rycerzy, w ogóle nie planowałam zostać do czasu egzaminu, jednak wiedząc że mogę wruć w dowolnej chwili i nikt nie zauważy mojej nieobecności, oraz "sugeruję" mi to Mereloleona to jest teraz o wiele lepszy pomysł niż wcześniej.

Rozumiałam też co miała na myśli, jeśli walczy się tylko z jedną osobą zaczynasz się skupiać jak ją pokonać przyjmując metody które przy innym przeciwniku mogą być wadą.

Wskazała palcem w tak około na południowy wschód.

-W tamtą stronę jest miasto zamokwe Kikka, miejsce egzaminu. - Zaczęła. - Bez wątpienia zdasz.

Jak skończyła zaczęła odchodzić w przeciną stronę niż wskazała ale na chwilę się zatrzymała. - Do zobaczenia Yuichi. Och i nie zapomnij pozdrowić moich braci Fuegoleon i Leopolda Vermillion oraz przekazać że odwiedzę ich po festiwalu nagród gwiazd.

Parzyłam przez chwilkę jak odchodzi zanim sama poszłam tam gdzie wskazała. Szybko wzniosłam się w niebo i zaczęłam lecieć.

Droga zajęła dwa dni ponieważ w ogóle się nie spieszyłam wiedząc że jeszcze mam czas a nawet robiłam sobie przerwy na posiłki i dotarłam w dzień egzaminu.

Samo miasto jak dotarłam było jakby było w środku festiwalu, co nie było dziwne w końcu dużo ludzi przyjeżdża jeśli nie by wziąść udział w egzaminie to chociaż go oglądać, stragany rozstawione na ulicach a na placach byli ludzie grający muzykę i inne rozrywki a z samego miasta było też widać też królewski zamek, który muszę przyznać że był duży.

Zamiast polecieć bezpośrednio do koleseum wylądowałam na granicy miasta i szłam na piechotę przypatrując się straganom. W większości były to bezużyteczne bibeloty albo jedzenie a jak już sprzedawali broń to często była dość niskiej radości, większość z nich by się po prostu się stopiła albo pękła w czasie mojego treningu z Mereloleoną. Jedną rzeczą którą to przyniosło była możliwość zobaczenia króla czarodziejów incognito.

Miałam na sobie w ogóle ubranie które wykonałam w czasię treningu, bazowałam na ubraniu Merlin prototype, etapu 1. Jednak zkróciłam znacznie rękawy, które wcześniej sięgały do ziemi teraz tylko trochę za dłonie. Ubranie wykonałam z materiałów najsilniejszych magicznych bestii jakie spotkałam i paru materiałów z bramu babilonu które znalazłam, Gilgamesh był prawdziwym zbieraczem, znalazłam nawet tony wysoce magicznych nici. Samo ubranie oczywiście zaklęłam zaklęciami, oczywiście jako podstawę użyłam zaklęć użytkowych, czyli samo naprawy i samo czyszczenia aby nie marnować na te rzeczy czasu, dalej wszyłam runy które chronią przed warunkami otoczenia pozwalając mi mniej przejmować się tego typu problemami i mieć więcej many na ewentualną walkę. Oczywiście było też trochę zaklęć obronnych zapewniając obronę na poziomie wielokrotnie wyższym niż Pancerz czołgu, jednak ciągle poniżej złotej zbroi Gilgamesha.

Szłam spokojnie ulicami w stronę Koloseum przyglądając się zastanawiając się czy znajdę jakąś perełkę na którymś z straganów czy sklepów jednak niestety nic nie przyciągało nawet drugiego spojrzenia.

Koloseum było imponującą konstrukcją, jednak najpewniej była możliwa dzięki magii ziemi czy czegoś podobnego. Konstrukcja miała dziesiątki metrów wysokości oraz było wykonane z gładkich kamiennych cegieł. Miało dwa Poziomy oraz miało łuki ozdobne pomiędzy którymi były filary też będące tylko ozdobne. Górny poziom było odrobinę węższe jednak tylko odrobinę. Konstrukcja też stała na podwyższeniu na które prowadziły schody dookoła załej konstrukcji jednak do wejścia prowadziła ścieżka zaznaczona drewnianymi płotami z boków za którymi stały tłumy motywujące kandydatów a trasą szedł stały lecz mały strumień ludzi chcących wziąść udział w egzaminie wstępnym na magicznych rycerzy.

Szłam trasą nie zwracając zbytniej uwagi na ludzi po bokach przejścia.

Stanęłam w kolejce do rejestracji czekając na moją kolej. W końcu jak dotarłam do faceta z rejestracji i wyglądał na naprawdę zmęczonego, chociaż się nie dziwiłam w końcu ma w dużej mierze bardzo monotonną pracę.

-Yuichi Yamaka. - Przedstawiłam się podchodząc.

-"Yuichi Yamaka".- Powtórzył notując na papierze po czy podniósł wzrok. - Grimuar?

Wyciągnełam go z ekwipunku, jednak udawałam że ukryłam go w rękawie. Otworzył oczy jak jeleń w świetle reflektorów. - Czterolistny? - Wymamrotał zaskoczony jednak szybko się ogarnął i potwierdził jego autentyczność magią. - Numer 172.

Skinęłam mu na to głową i poszłam na arenę Koloseum.