Rozdział 12

Pov Leopold

Rano dzień po egzaminie starszy brat zorganizował zebranie dla wszystkich członków oddziału w stołówce będącej jednym z największych pomieszczeń, nie licząc oczywiście tych którzy są nieobecni z tego czy innego powodu, na przykład byli na misji czy odwiedzali rodzinę ale wszyscy którzy dołączyli w tym roku byli obecni jednak zauważyłem że Yuichi była nieobecna.

-Dobrze wszyscy już się zebrali. - Sptarszy brat po wiedział ale zanim zdążył coś powiedzieć ja się odezwałem.

-Przepraszam bracie ale Yuichi jest nieobecna.

-Nie martw się jestem tego świadomy. - Powiedział po czym wskazał na stos szat naszego oddziału jednak z jakiegoś powodu był znacznie większy niż powinien jeśli są tylko dla nowych. - są to nowe, zaklęte szaty oddziału, nie tylko są mocniejsze niż stare to zapewnią teź lepszą obronę. Leopold. - Powiedział do mnie rzucając szatę. - Ta jest dla ciebie.

Spojrzałem na szate i od razu rozpoznałem. To była ta sama, którą zrobiłem wczoraj na treningu pod okiem Yuichi jednak były zmiany, przede wszystkim jest wiele poprawionych szwów i o wiele bardziej ozdobną, dodano nawet klejnoty które rozpoznałem jako zaklęte przedmioty obronne, do wewnątrz były też wyszyte runy magii defensywnej. Jednak tym co z jakiegoś powodu najbardziej przyciągnęło moją uwagę był napis wyszyty przy karku, było to po prostu moje imie.

-To jest... - Wymamrotałem na tyle cicho że nikt nie zwrócił na to uwagi.

Puźniej po rozdaniu szat, posiłku i przypisaniu zadań niektórym grupom poszedłem do brata aby zapytać się o te szatę.

-Starszy bracie. Ta szata... - Zaczołem do niego jednak zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć brat odpowiedział już rozumiejąc o co che zapytać.

-Zgadza się to ta szata którą zrobiłeś pod okiem Yuichi. Szczerze byłem zaskoczony że ktoś kto trenował pod Mereloleoną miał tak duże umiejętności rzemieślnicze, jej wyroby są na poziomie rzemieślników rodziny królewskiej. Teraz odsypia nieprzespaną noc w którą robiła te szaty.

-Zrobiła to wszystko w jedną noc? - Zapytałem się w szoku, zrobienie takich ilości magicznych ubrań w krótkim czasie to nie lada osiągnięcie. - Niesamowite.

-Przyznaje że jej zdolności zaklinania są naprawdę imponujące. Z jej wielką magiczną mocą, egzotycznym i silnym atrybutem magii oraz umiejętnościami bez wątpienia da radę się wrzenić w jakiś szlachecki ród.

Skinąłem na to głową bratu, nie byłem idiotą, rozumiałem że dla takiej dziewczyny jak ona jest to chyba najlepszy możliwy wybór na spokojną starość. Rola matki w rodzinie szlacheckiej. Potem z jakiegoś powodu w mojej głowie pojawił się obraz mnie z nią w białej sukni stojących przed ołtarzem ślubnym.

Potrząsnąłem szybko głową aby przępedzić te głupią myśli a brat przynajmniej udawał że nic nie zauważył.

-Puźniej jej podziękuję. - Powiedziałem na co brat skinął mi głową.

Pov Yuichi Yamaka

Obudziłam się na miękkim łużku jak się podniosłam że to jest bogaty pokój z czerwonym kolorem jako główny i czerwonym jako drugorzędny a na bazie pozycji słońca było koło południa. Chwilę nawet zastanawiałam się jak tam trafiłam zanim przypomniałam co się działo wczoraj.

Po tym jak zostałam sama w salonie poprawiłam szaty które uszyli i zaklęłam je zaklęcia i obronnymi. Wykończyło mnie to przede wszystkim psychicznie, może mogłabym z moją wytrzymałością walczyć przez tydzień bez przerwy jednak zaklinanie przedmiotów, zwłaszcza trwale, to zupełnie inna bestia. Trzeba nie tylko naanieść symbole ale też mieć obraz całego mechanizmu działania i wleść to w fizyczny obiekt jednocześnie utrzymując pełne skupienie, krótko rzecz ujmując rzecz o wiele bardziej wyczerpująca psychicznie.

Wstałam i zorientowałam że ciągle mam na sobie ubranie z dnia poprzedniego. Szybko użyłam zaklęcia aby się czyścić a potem przebrałam się. Założyłam nowe ubranie tym razem bazowane na mundurze woiskowym z fullmetal alchemist, bo to naprawde fajny projekt jednak by posował szybko zamieniłam niebieski na czerwony.

Przygotowana w końcu wyszłam z mojego pokoju na korytarz po czym poszłam do stołówki. Tam ku mojemu zaskoczeniu znalazłam Leopolda który od razu do mnie podszedł.

-Dziękuję Ci bardzo za nową szatę! - Powiedział do mnie głośno Leopold.

Zaskoczyło mnie trochę że tak od razu do mnie wyskoczył jednak po prostu spokojnie mu odpowiedziałam. - Nie ma za co dziękować Leopold. - Powiedziałam jednak zanim zdążył coś odpowiedzieć usłyszeliśmy odgłos. - Grrrr. - Po tym się trochę zaczerwieniłam z powodu tego odgłosu który wydał mój brzuch.

Leopold był na tyle taktowny że nie skomentował tylko poprosił pokojówkę którą szczęśliwie znalazł pokojówkę i nakazał jej przynieść dla mnie posiłek a ona natychmiast uciekła do kuchni.

W tym czasię razem usiedliśmy przy jednym z stołów aby porozmawiać.

-Jest za co dziękować. - Powiedział Leopold. - Ta szata jest naprawdę wspaniale zaklęta wątpię czy w całym królestwie jest wiele magów zdolnych wykonać tak dobre zaklęte ubranie. Wzłaszcza w takiej ilości w jedną noc.

Skinęłam głową wiedząc że ten świat nie ma za dużo zaawansowanych technologii, a na pewno nie na poziomie świata fairy tail czy diabłów DxD, trzeba w końcu im przyznać że ich magiczną technologia jest nawet przyzwoitą, nawet jeśli po prostu tępo małpują ludzi.

-Może ale dla mnie nie jest to aż tak trudnę. - Powiedziałam do niego. - Dla mnie to po prostu inwestycja czasu, uwagi i many więc dla mnie to jest tanie.

-Rozumiem. - Powiedział. - Mimo wszystko masz moją wdzięczność za ten prezent.

Skinęłam mu głową jednak wtedy pojawiła się pokojówka z posiłkiem dla mnie, który bardziej niż śniadaniem był wczesnym obiadem.

-Dziękuję. - Powiedziałam jej zanim odeszła po wykonaniu lekkiego ukłonu. Posiłek składał się z steku oraz sałatki wykonanej z sałaty, paru innych warzyw i oliwy z oliwek.

Posiłek był całkiem dobry jednak miałam wtedy myśl że byłoby miło zdobyć karty postaci z shokugeki no souma. W czasie jedzenia przeszliśmy na lżejsze tematy jak to co zazwyczaj robił przed dołączeniem do magicznych rycerzy a ja opowiadałam mu o treningu z jego siostrą.

-Wrzuciła cię do lawy? - Zapytał się mnie jednak bez widocznego zaskoczenia. - To brzmi jak coś co by zrobiła.

-Tak gdyby nie to że umiem latać bez miotły to bym wpadła.

-Czekaj umiesz latać? - Tym razem był o wiele bardziej zaskoczony.

-Tak jeśli chcesz mogę spróbować cię nauczyć.

-Dziękuję Ci bardzo. - Powiedział.

Po tym jak skończyłam jeść poszliśmy na plac wewnętrzny który był przeznaczony do treningu.

-Używasz magii ognia jeśli się nie mylę. - Powiedziałam mimo że miałam co do tego praktycznie pewność co do tego.

-Tak.

-Dobrze w takim razie sprawa wygląda łatwo. - Powiedziałam kiedy rzuciłam zaklęcie które po prostu stworzyło dla mnie jetpack i silniki na dłoniach i stopach a następnie zaczęłam się unosić nad ziemią. - Po prostu musisz odtworzyć ten efekt używając swojej magii.

(N/A: mówię od razu ludzie zanim zaczną narzekać że Leopold zakochał się za taką pierdołę to powiem od razu że nie jest zakochany. Jest obecnie na poziomie "zauroczenie koleżanką z klasy w liceum" co jest możliwe w końcu proszę pamiętać że asymiluje Gilgamesha, który ma charyzmę A+.)