Leopold był bardzo dobrym uczniem i szybko zrozumiał koncepcję a potem zaczoł samodzielnie unosić się nad ziemią, jednak mimo to wielokrotnie upadł na twarz. W końcu jednak dobrze się z tym bawiliśmy a Leopold już całkiem dobrze latał ale wolno jak przyszedł jego brat.
-Widzę że nie marnujecie czasu. - Powiedział patrząc jak ćwiczymy latanie poprzez granie w berka.
-Tak starszy bracie! - Powiedział Leopold z szerokim uśmiechem. - Yuichi pokazała mi jak użyć magii ognia do lotu.
--Dobrze. Tego tymu mino swojej użyteczności nie jest zbyt powszechna i da przewagę w walce z większością przeciwników.
Leopold na to skinął głową a Fuegoleon powiedział do nas obu następne.
-W ciągu godziny przyjdźcie do mojego gabinetu. Tam przedstawię szczegóły waszej misji, na którą wyślę was razem z bardziej doświadczonym członkiem naszego oddziału.
-Tak kapitanie. - Powiedzieliśmy jednocześnie w trybie służbowym. Skinął nam głową zanim odszedł zostawiając nas samych.
Połowę pozostałego czasu poświęciliśmy na dalszy trening lotu a resztę na odpoczynek i regenerację sił zanim w końcu udaliśmy się do gabinetu kapitana.
Leopold zapukał do drzwi a z wnętrza dobiegł głos.
-Wejść.
Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy. W środku poza poza samym Fuegoleonem był jeszcze jeden mężczyzna w wieku około trzydziestu lat.
Miał trochę ponad przeciętny wzrost, brązowe włosy, zielone oczy i kanciastą szczękę. Na prawym policzku miał bliznę po jakieś ranie ciętej. Nosił na sobie oczywiście szatę Szkarłatnych Lwów a pod nią długi płaszcz.
-To jest Samuel Borne. - Powiedział wskazując na mężczyznę obok niego. - Jest doświadczonym magicznym rycerzem z naszego zakonu który będzie wam towarzyszył na misji, jednak będzie ingerował tylko wtedy gdy uzna że jest to konieczne.
Skinęliśmy mu głową rozumiejąc że jest to tylko misja szkoleniowa dla nas aby nabrać doświadczenia a kapitan Kontynuował.
-W zapomnianym królestwie zaobserwowano grupę bandytów mordujących i rabujących wioski. Według dotychczasowych informacji grupa składa się z około dwudziestu osób. Waszym zadaniem będzie wyelmininowanie tej grupy i uratowanie ewentualnych jeńców których wzięli. Zrozumiano?
-Tak Kapitanie! - Odpowiedzieliśmy zgodnie ja, Leopold i Samuel.
-Dobrze. - Powiedział podając jakiś papier Samuelowi który go otworzył i się przyjrzał. - Ta mapa wskazuję dotychczasowe miejsca ataków tej grupy bandytów i szacowaną dotychczasową trasę. Powodzenia.
Po tym opuściliśmy jego gabinet i udaliśmy się najpierw wziąść zapasy jedzenia a potem do magazyny w którym nasz oddział przechowywał magiczne miotły.
-Czemu nie bierzecie mioteł? - Zapytał się mnie Samuel jak sam wziął jedną dla siebie.
-Nie potrzebuje. - Powiedziałam do niego unosząc się lekko na ziemią. - Umiem latać samemu.
-Imponujące. - Przyznał. - Nie słyszałem o zbyt wielu magach którzy potrafią unosić się w taki sposób. Mam tylko nadzieję że masz dość wytrzymałości aby lecieć z nami cały dzień.
Lecieliśmy tak do wieczora a Leopold od czasu do czasu latał samodzielnie w ramach praktyki z magią lotu, kiedy byliśmy gdzieś w wspólnym królestwie z dala od jakiegokolwiek miasta i zatrzymaliśmy się aby rozbić obóz.
Podzieliliśmy nasze obowiązki ja gotowałam posiłek i rozstawiłam szybko parę zabezpieczeń, Samuel robił obchód wokół obozu a Leopold rozstawił namioty na noc.
Jak skończyłam gotować nałożyłam porcję zupy sobie i Leopoldowi a resztę zostawiłam wyżej nad ogniem aby Samuel miał ciepły posiłek jak wruci.
-Musze przyznać. - Powiedział Lepold nad swoim jedzieniem. - Całkiem dobre jedzieniem jak na coś zrobionego w polu. Chciałbym spróbować czegoś co byś zrobiła w porządnej kuchni.
-Dziękuję za komplement.
Po chwili przyszedł do nas Samuel wąchając nosem. - Ładnie pachnie. - Powiedział zanim podszedł by usiąść obok nas a ja podałam mu miskę. Po wzięściu paru łyżek uśmiechał się od ucha do ucha. - Naprawdę dobre. Zazwyczaj jak obozuje w dziczy jem o wiele prostrze posiłki i o wiele mniej smaczne. - Na chwilę był cicho jedząc swoje jedzenie zanim wyskoczył z czymś co mnie zaskoczyło. - Doskonale szyjesz, gotujesz i jesteś utalentowanym magiem. Gdybym był młodszy sam zabiegałbym o twoją rękę.
To mnie i Leopolda na chwilę zatrzymało a potem zaczęła mi się zanim zaczęłam o tym myśleć głębiej o sytuacji i skierowała myśli na inne tory. Co mam do cholery w przyszłości zrobić z Isseiem? Samuel zaczoł się naglę śmiać pokazując Leopoldowi kciuk w górę. - Powodzenia, trzymam za twój sukces kciuki i mam nadzieję że nie pozwolisz jej uciec albo uprzedzić cię innemu.
Leopold na ten komętarz zaczoł się krztusić swoim jedzeniem a ja natomiast wyciągnęłam stronę z książki Mereloleony i złapałam go za głowę magicznym konstruktem w kształcie lwiej łapy rzucając mu piorunujące spojrzenie.
-Już nic nie mówię. - Powiedział szybko pocąc się.
Puściłam go a Leopold zaczoł się wtedy śmiać. - Bez wątpienia nauczyłaś się tego od siostry.
-Bardziej niż nauczyć od niej to się nią zainspirowałam. Jej "Lekcje" przez większość czasu polegały na tym że po prostu rzucała mną w jakąś bestie czy inne niebezpieczne zagrożenie i kazała samemu sobie z tym poradzić albo też po prostu samemu z mną walczyła
-To brzmi absolutnie jak ona. - Odpowiedział Leopold.
Dalej wieczór przebiegł spokojnie na rozmowie zanim poszliśmy spać w namiotach.
Tej nocy miałam dość lekki sen z którego mogłam się obudzić w każdej chwili przy odpowiednim hałasie. Wyrobiłam to sobie w czasie treningu z Mereloleoną, była to bardzo przydatna umiejętność jak na przykład spaliśmy w Wielkiej strefy many aby poprawić mana skin do poziomu na którym mogłabym go utrzymać nawet śpiąc, często jednak wtedy zdarzał się atak jakiejś bestii many. Jednak taki lekki sen mam tylko w dziczy, jak spałam w gospodzie w drodze na egzamin spałam o wiele lepiej.
Następnego ranka obudziłam się jako pierwsza i zaczęłam gotować posiłek po sprawdzeniu moich zabezpieczeń wokół obozu a potem gotować śniadanie. Następną osobą która wstała był Samuel a na końcu Leopold. Ta kolejność nie była dziwna w końcu ja trenowałam w dziczy z Mereloleoną w środku dziczy co wymagało wczesnej pobudki, Samuel był doświadczonym magicznym rycerzem a Leopold dopiero co dołączył i wcześniej zazwyczaj ktoś go budził.
-Dzień dobry Leopold. - Powiedziałam
--Hej Yuichi. - Powiedział ziewając i przeciągając się aby rozbudzić. Jednak potem parę razy zaciągnął nosem zapach po czym usiadł obok mnie a potem podałam mu miskę. - Dziękuję. - Powiedział biorąc od mnie miskę.
Po posiłku uprzątnęliśmy obóz a następnie udaliśmy się w dalszą drogę na północ. Natrafiliśmy na zaszła cel jakąś godzinę po południu, ostatnią zidentyfikowaną wioskę zniszczoną przez grupę bandytów na których polujemy. Całe miejsce było kompletną ruiną, wszystkie domy były drewniane i spalone, najpewniej po tym jak zabrano a w środku był duży stos który szybko zidentyfikowałam. Był to stos trupów wieśniaków.
Sprawdziliśmy wszelkie ślady tego w którą się udali. Dzięki szczęściu znalazłam ślady kół wozu w przeciwną stronę niż poprzedni cel bandytów, nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to że prowadzą centralnie w stronę drzewa a mimo to prowadzą dalej. Doprawdy nieudolnie ukryta trasa.